skiem-Przedmieściu, gdy jak najmniej chcąc być spostrzeżonym przemykał się bokiem, sykanie i wołanie, których z początku nie brał do siebie, zmusiło go głowę odwrócić.
Z karetki wysiadał doktor Landler, którego w domu księżny spotkał, ale się z nim znał mało... Z pośpiechem wielkim, grzeczny zawsze lekarz, po bardzo uprzejmem powitaniu i uwadze, że dawno nie miał przyjemności i t. d. szepnął, że miałby parę słów do pomówienia.
— W ulicy, widzi pan — dodał, — niedogodnie jest stać na oczach ludzi... Siadaj pan ze mną na chwilę.
Naleganie to zdziwiło trochę Celestyna, wprawiło go w niepokój — lecz oprzeć się nie miał powodu... Siedli więc razem do powozu, którego firanki ostrożny doktór zapuścił i zwrócił się do Celestyna.
— Bardzo rad jestem, żem pana spotkał — rzekł — bo w nader draźliwej okoliczności potrzebuję od niego objaśnienia.
Pomyślał trochę i wyciągnął do niego rękę.
— Wiem, że pan dobrze życzysz domowi księżny Eufrezyi, znam szlachetny charakter jego... nie potrzebuję go prosić, aby to, co mówimy, zostało pomiędzy nami.
Celestyn zapłonął cały, mrucząc coś niewyraźnego.
— Księżniczka Jadwiga — mówił doktór dalej, — jest chora, jest nawet mocno chora — mogę powiedzieć wreszcie, iż... słabość przybiera charakter ewentualnie życiu zagrażający...
Popatrzał w oczy długo Celestynowi, który zmieszany wzrok spuścił.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/75
Ta strona została uwierzytelniona.