W pałacu księżny, od czasu jak choroba księżniczki zaczęła coraz groźniejsze przybierać oznaki, panował niepokój, zamęt, wrzawa, którą księżna matka z nieustannemi, a coraz innemi myślami i środkami, dręczyła siebie i drugich. Jakkolwiek wierzyła w doktora swego, bezskuteczność leków, które wskazywał, przyprowadziła ją do zwątpienia.
Wieść o chorobie rozeszła się była po mieście, łączono do niej kommentarze, ciekawość była do najwyższego stopnia rozbudzona. Przyjaciołki i dalekie krewne księżny pod pozorem troskliwości o jedynaczkę, dowiadywały się nieustannie. Księżna jednym z nich dziękowała przez pannę Klarę, inne przyjmowała sama.
W rozmowach jednak, choć się czasem zdradzała, nie wydała się nigdy wyraźniej z tem co kryzys spowodowało. Skarżyła się na słabowitość córki: przypominała, iż podobnych attaków przebyła już Jadzia wiele...
Do najserdeczniejszych przyjaciołek domu należała tegoż co ks. Eufrezya wieku, od dzieciństwa z nią związana węzłami najczulszemi pani markiza de la Beaume... Była ona z tego samego domu co mąż ks. Eufrezyi, łączyły je więc stosunki familijne, a charaktery i temperamenta zbliżały. Choć już niemłoda, markiza dotąd zwała się i znana była w towarzystwie pod poetycznem imieniem Żuliety.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/81
Ta strona została uwierzytelniona.