sobniony, i niezawsze łatwo się do niego dostać było. Stara kucharka i niemniej stary sługa, gbur jak pan, w długiej kapocie, z krótko postrzyżoną głową, składali cały dwór doktora.
Sam Pietraszek niemłody, średniego wzrostu, mocno przygarbiony mężczyzna, z głową nad miarę wielką, na pół łysą, zawsze brudną czapeczką pokrytą, chodził zwykle w kapocie wytartej, odziany tak, że go za wyrobnika wziąć było można. Zadawano mu w początkach samouctwo i nieznajomość medycyny, lecz się podobno wywiódł dyplomem jakiegoś uniwersytetu.
Mrukliwy był, niegrzeczny, opryskliwy, niekiedy w mowie aż do grubiaństwa weredyk, a miał to do siebie, iż bogatym i wysoko położonym nie folgował, i owszem jak najostrzej się z nimi obchodził. Klientellą jego najulubieńszą byli ubodzy, i gdy go czasem do najznakomitszych domów powoływano, z przekąsem opowiadał, że wprzódy żebraka musi opatrzyć — bo ten doktorów na zawołanie nie ma.
Jeżeli raczył się udać do którego z pałacowych chorych, szedł zwykle ubrany jak najbrudniej, i zdawał się mieć w tem przyjemność, by nic i nikogo nie poszanować.
Nie powoływano go też, chyba w tych razach zdesperowanych, gdy inni doktorowie opuścili choreho — a cała i jedyna nadzieja pozostała w tym, którego szarlatanem zwano.
Prawdą jednak było, że ten dziwak i grubianin miał oko nadzwyczaj bystre i trafne, i że udawało mu się robić cuda tak małemi i prostemi środkami, iż
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/84
Ta strona została uwierzytelniona.