— Co to panience jest? hm? zapytał głosem chłodnym...
Nie było z początku odpowiedzi. Oczekując na nią, Pietraszek przypatrywał się bacznie pacyentce, twarzy, rękom, najmniejszym szczegółom, które organizm wewnętrzny zdradzić mogły. Potrząsał głową.
— Cóż spowodowało chorobę? zapytał łagodniej.
Jadzia milczała jeszcze, lecz równie bacznie wpatrywała się w doktora jak on w nią, i zdawała się łagodnieć... uspakajać. Machinalnie podciągnęła kołdrę i zakryła się nią aż do twarzy.
— Co pannę boli? odezwał się Pietraszek.
— Serce! szepnęła księżniczka.
Doktor się uśmiechnął z lekka...
W pokoju panowało milczenie dziwne i straszne, matka sobie oczy zakryła...
— Doktorowi potrzeba się spowiadać jak księdzu — z wolna odezwał się Pietraszek. Proszę mi mówić co się to tam temu sercu stało...
I nie czekając odpowiedzi, Pietraszek wtrącił pytanie:
— Ile lat?
Matka odpowiedziała trwożliwie i z daleka, a doktor głową pokiwał.
— No, rzekł — jeśli lat aż tyle ma panna, to łatwo zgadnąć, że się może serce ozwało o swe prawa!... Jakże tam?
Spojrzał na Jadzię, — która głową dała znak potwierdzający...
— I serce pewno nie po książęcemu lecz po ludzku musiało zrobić wybór, który się nie podobał, i tam dalej.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/89
Ta strona została uwierzytelniona.