Pomimo mnogich przemian i fantasmagoryi w żywocie księżny, świat jej nie miał nic takiego do zarzucenia, coby go od jej salonu oddalić mogło...
Wprawdzie mniej się może tam ludzie cisnęli teraz, lecz na proszone jej muzykalne wieczory, na sławne z wytworności i wybornego kucharza obiady biegł kto żył i czuł się zaszczyconym zaproszeniem.
Dom był na prawdziwie pańskiej stopie, a służba wedle obyczaju krajowego nad potrzeby liczna, księżna trzymała naturalnie konie, kamerdynera, który wyglądał na dyplomatę, Zosiczową do towarzystwa i frauencymmer liczny, rodem ze wsi... więc pokorny, potulny i posłuszny...
Prawie codziennie, Volanti, o ile mu jego obowiązki dozwalały, bywał na obiedzie u księżny. Jadano dla tego wcześniej nieco, aby mógł na czas znajdować się w teatrze...
Oprócz niego, protegowała księżna jednego malarza, jednego rzeźbiarza, któremu pomogła do nauki, i parę ubogich artystek. Była bowiem dobroczynną i sławę tę utrzymać pragnęła.
Z polecenia pani, zdziwiona trochę tem Zosiczowa, miała zaprosić na ranną godzinę Dziwulską z córką. Powodem tego być miało dobre serce księżny, które się żywo losem młodego, osamotnionego dziewczęcia interesowało...
Gotowa była trochę się zająć jej losem...
Gdy Zosiczowa z tem poselstwem przybyła do Dziwulskiej, na której sam tytuł książęcy niezmierne czynił wrażenie, pani Adela cała poruszona straciła głowę.
Ona i Marynka przypisywały oczywiście to
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.2 Marynka.djvu/142
Ta strona została uwierzytelniona.