szczęście, które ich spotykało, nie komu innemu tylko poczciwej Zosiczowej. Były niem przejęte, nastraszone... uradowane...
Lecz poczciwa Dziwulska, choć z tradycyi o książętach Ogińskich coś wiedziała, nie była pewną czy się potrafi przyzwoicie znaleźć u tak wielkiej pani...
Marynka, trochę śmielsza, nie była też bez obawy...
Wreszcie przychodziła kwestya, niezmiernie ważna: stroju... Jak się tu było ubrać do księżny, gdy obie one zaledwie miały przyzwoite suknie do wyjścia na ulicę i teatru?... Zosiczowa je zaspokoiła, a co do powozu, zapewniła, że sama przyjedzie po nie. Odrzucenie takiego zaproszenia kobietom opieki pozbawionym nie było podobne.
Tegoż dnia nadszedł niby przypadkowo Volanti, oznajmiono mu o tem i Dziwulska zdumiona była niezmiernie, iż mu się tak nadzwyczajnem, a dziwnem nie wydało.
Winszował im chłodno i nic nie miał przeciwko zawiązaniu stosunków z osobą, którą im odmalował jako lubiącą sztukę i dobroczynną.
Ponieważ księżna chciała przy tej zręczności słyszeć głos Marynki, Zosiczowa miała polecenie pokryjomu zabrać włoską canzonę.
Przez cały dzień kobiety były rozgorączkowane, a w nocy obie spać nie mogły... Godzina odwiedzin wypadała nieszczęściem na zwykły czas lekcyi Scarlattego... lecz Volanti brał na siebie, iż go przebłaga i uczennicę uniewinni...
Naostatek nadeszła ta godzina... powóz z Zosi-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.2 Marynka.djvu/143
Ta strona została uwierzytelniona.