— Śmierć wrogom Scarlattego!...
Włoch uśmiechał się, dziękując.
Tymczasem z ust do ust chodziło opowiadanie, ułożone przez piękną gosposię, o kochance Volantego, mieszkającej z nim pod jednym dachem, nędznej dziewczyninie, wydobytej gdzieś z kałuży, bez talentu, bez głosu, niepiękniej nawet, która nad zużytym dyrektorem taką uzyskała władzę, iż z nim robiła, rzucała nim jak chciała.
W ustach Włoszki historyjka ta kolorowana jaskrawo, nabierała ostrego smaku, i puszczona w obieg obiecywała nazajutrz, przyszyta do prześladowania, jakiemu uległ Scarlatti, stać się plotką brukową. Wmieszała w nią księżnę zdziecinniałą, Volantego oszukującego ją, awanturnicę przywiezioną ze wsi, i ofiarę niewinną, ubóztwianego maestra!
Wieczór ożywiony tą nowością i szampanem, rozpoczął się huczno i świetnie... ale Scarlatti niedługo w nim uczestniczył... Małą dla niego było pociechą to wszystko, czuł, że raz strącony z piedestału, na którym okadzany i wielbiony stał tak długo, już na dawne swe stanowisko powrócić nie potrafi.
Marynka leżała chora, starała się dla uspokojenia matki wstać jak najprędzej i nie dać poznać ile cierpiała, lecz siły ją opuściły, a obawa powrotu lekcyj Scarlattego nie dawała spoczynku. Matka i ona uradowały się niezmiernie, gdy Volanti zapowiedział im, iż nowy nauczyciel śpiewu już został umówiony, ale nie przyjdzie, aż uczennica siły zupełnie odzyska.
Dziwulska była mu serdecznie wdzięczna...
Po tygodniu cierpienia dziewczę wstało osłabione, nadrabiając wesołością sztuczną i biegając znowu
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.2 Marynka.djvu/156
Ta strona została uwierzytelniona.