Nowy maestro, signor Corso, któremu protegująca go księżna kazała przemienić nazwisko na lepiej brzmiące Corsini, wcale był do odprawionego Scarlattego niepodobny. Nie miał ani nauki jego, ani doświadczenia, lecz najgorętsze pragnienie dobicia się wziętości. Szczęście mu się uśmiechało, księżna gorliwie zajmować się obiecywała losem jego, aby się pomścić na Scarlattim, uczennica, którą mu dawano, obdarzona cudnym głosem, mogła od razu zrobić sławę.
Corso-Corsini więcej miał przebiegłości i zręczności może niż talentu, choć i na tym mu nie zbywało. Kochał sztukę, lecz więcej nad nią siebie i przyszłość swoją. O ile Scarlatti grzeszył zarozumiałością i pychą, ten mógł powolnością zbytnią być szkodliwym.
Piękny bardzo mężczyzna, młody jeszcze, umiejący się zaprezentować z pewną swobodą, zawsze ubrany starannie i aż do zbytku świecąco, lubiący pierścionki, łańcuszki, guziki i szpilki, bywał Corsini