podobnym do artysty małego teatrzyku i mówiono, że od tego zawód swój poczynał.
Piękny głos, baryton i znajomość muzyki, której go stryj, z powołania muzyk za młodu gorliwie uczył, najprzód go popchnęły na deski, a gdy tam niezbyt mu się wiodło, na nauczyciela... Zrobiono mu nadzieję, że w stolicy jako profesor śpiewu dobić się może fortuny; przybył tu, lecz dotąd nie wiodło mu się.
Przypadek nagle, pierwszy raz, dozwalał mu nareszcie mieć nadzieję polepszenia losu. Z całą więc gorliwością biedaka, który widzi przed sobą światełko, Corsini, postanowił się oddać swej uczennicy...
Jej wykształcenie stanowiło o jego losie.
Wprowadzony przez Volantego, gdy obie kobiety trochę do zdrowia przyszły, Corsini starał się być aż do przesady łagodnym i grzecznym.
Głos Marynarki znalazł tak pięknym, tak czystym, iż przeszedł wszystkie jego nadzieje... Dziewczę chciało dalej ciągnąć ćwiczenia i solfedżia, czemu się Corsini nie sprzeciwił, lecz razem dla urozmaicenia lekcyj, połowę ich chciał poświęcić próbom łatwiejszych aryj z oper.
Było to może zawcześnem ustępstwem, lecz pochlebiało dziewczęciu, dawało nadzieję skrócenia tego nowicyatu, który obu kobietom ciążył nieznośnie...
Tęsknota za wsią, za swobodą dawną, za spoczynkiem, niepokój jakiś o przyszłość je trapił.
Z Berezówki przychodziły od majora wiadomości dosyć rzadko, bo Kulwisz nie lubiał pisać i niebardzo umiał prowadzić korespodencyę z kobietami. Juraś nie miał odwagi, pisał w zastępstwie wuja ceremonialnie i sucho. Pomimo, że w listach tych mało
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.2 Marynka.djvu/170
Ta strona została uwierzytelniona.