Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.2 Marynka.djvu/172

Ta strona została uwierzytelniona.

cał, a na siły nie zważał wcale i nie rachował się z niemi.
Postępy były uderzające, wielkie, ale tak wyczerpywały siły, że Marynka na piersi chorować i pokaszliwać zaczęła.
Poskarżono się delikatnie przed Volantim, który ze strachu sprowadził doktora... Ten znalazł trochę znużenia i rozproszył obawy.
Z małą więc ulgą lekcye szły swym trybem, a że Corsini umiał zagrzać uczennicę, połechtać jej miłość własną, sama rwała się do nauki. Matka często wieczorem gwałtem ją od niej odrywać musiała...
Całą rozrywką młodego dziewczęcia był teatr, na którym mogła bywać niemal codziennie. Mieszkały w blizkości, przejść do niego mogły pieszo, a miejsce w loży parterowej miały zawsze. Stara Dziwulska szła tam dla towarzystwa córki, zmęczona, często drzemiąca. Widowisko obchodziło ją bardzo mało, znajdowała je czasem niezbyt przyzwoitem, rumieniła się i uwagę córki od niego starała się odwrócić, Marynkę przeciwnie żywo zajmowało wszystko, uczyła się tego, jak występować miała, jak nie była powinna.
Na tę rolę tak nieuprawną, świeżą, a pełną sił w niej ukrytych, padały wrażenia jak ziarna i wyrastały potem bujno... Spowiadać się z nich i żądać objaśnienia nie miała u kogo, rzadko spytała o coś Volantego, sama snuła z widzianych przykładów wnioski, niekiedy trafne, często fałszywe...
W umyśle tysiąc sprzeczności rozbijało się o siebie i walczyło...