— Urządzimy się tak, aby Corsini mógł przyjeżdżać.
Dla samej Dziwulskiej, której osłabienie przypisywano miejskiej atmosferze, bo do niej nie była przywykła, Marynka pobyt w okolicy podmiejskiej przyjmowała z wielką wdzięcznością.
Tam wśród drzew, zieloności, ciszy, przypomnieć się im mogła Berezówka, do której obie tak tęskniły. Dziękowano więc Volantemu, który rad był, że w ten sposób dziewczę na jakiś czas od ciekawych, oczu skryje, i może się od Percival’a uwolnić.
Villa dyrektora, (o czem on nie wspominał), jak mówiono, ofiarowana mu przez księżnę Teofanię, stała tuż obok wielkiej i wspaniałej, którą w lecie protektorka Francuza zamieszkiwała.
Było to niedogodnem, ale Dziwulska tak dotąd unikała znajomości i towarzystw, iż nawet wiedząc o sąsiedztwie, wcale z niego korzystaćby nie chciała.
Pomimo uprzejmych zaproszeń, jakie Zosiczowa przynosiła często, rzadko się dawały skłonić, by z nich korzystać.
Dwa ogrody dzielił płot krzewami okryty, a wielkie drzewa domy osłaniały.
Volanti dla siebie w przypadku przyjazdu miał mały domeczek szwajcarski na uboczu, o dwóch pokojach.
Z wielkim pośpiechem, korzystając z coraz piękniejszych dni i wzrastającego gorąca, wybierać się zaczęto na tę przyobiecaną willę. Marynka marzyła o czemś uroczem, i na chwilkę zapomiała nawet o nauce i śpiewie.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.2 Marynka.djvu/189
Ta strona została uwierzytelniona.