Po namyśle Francuz postanowił spełnić na co się milcząco zgodził; nie powiedział Marynce nic... zostawił wszystko na łaskę losu i niedoświadczenie dzieweczki, która wcale świata nie znała.
Matka stała na straży dziecięcia...
Po rozmowie z baronem, przez kilka dni Francuz się nie pokazywał wcale. Potem jednego ranka posłał znowu bukiet, który ponieważ się panienka ubierała, gdy przyszedł, służąca ośmielona przyjęciem pierwszego, nie pytając postawiła w salonie.
Marynka wchodząc, zobaczywszy go, pobiegła z radością nacieszyć się kwiatkami, a potem pochwalić niemi przed matką.
— Moja droga, odezwała się przypatrując mu Dziwulska: bukiet jest bardzo ładny, ale ja nie wiem, doprawdy, czy wypada przyjmować.
— Co? kwiatki? rozśmiała się Marynka. Cóż w tem może być złego? Baron ten jest bardzo grzeczny... a jako sąsiad... jako przyjaciel Volantego...
— Doprawdy, ja bo nie wiem! zamruczała Dziwulska, trzeba się chyba Francuza zapytać.
Tymczasem śliczny bukiet, którego hiacynty pachniały na cały dom, ustawiono znowu w salonie.
Baron nie zjawił się i tego dnia.. a potrzeba zdradzić Marynkę, że trochę się go spodziewała... Znajdowała, że mógł się pokazać, aby podziękowanie odebrać...
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.2 Marynka.djvu/198
Ta strona została uwierzytelniona.