Napisał do Marynki, że przyjeżdża, lecz ten sam posłaniec, który wiózł list na pocztę, przyniósł mu pismo od sieroty. Marynka od Zosiczowej dowiedziała się o tem, że matka do majora się o opiekę zgłosiła. Donosiła mu o zgonie matki, o tem, że umowy dotrzymać musi, a razem zaklinała go, ażeby jej osobę poważną i godną zaufania wybrał za towarzyszkę, aby sama nie została między obcymi...
Major schwycił się za głowę...
Takiej osoby, którąby on mógł na swą odpowiedzialność dodać Marynce, nie znał na całym świecie...
W ogóle stosunki miał nierozległe, znajomości kobiecych niewiele, a nielada kto mógł się podjąć jechać na koniec świata w missyi tak trudnej...
Kulwisz chodził z fajką i wzdychał, najdziwaczniejsze snując plany, gdy mu jakby objawienie z góry przyszła na myśl wdowa po dalekim krewnym, w której, gdy była młodą, kochał się major już podżyły, — pani Ildefonsa Krzewska.
Zdawało mu się, że nikt na świecie nad nią nie był dla Marynki, właściwszą opiekunką. Poczciwy Kulwisz nie obrachował się tylko z tem, że miłość, choćby zgasła, zostawia po sobie pewny blask otaczający bóztwo...
Z wielkiej radości, iż może spełnić wolę nieboszczki i Marynki major oślepł na wiele okoliczności, któreby postanowieniem zachwiać mogły...
Niegdyś panna, a dziś pani Ildefonsa, wprawdzie odebrała wychowanie świetne w Warszawie, bawiła długo po możnych domach, miała powierzchowność i maniery wielce dystyngowane, lecz... była dosyć... płochą i zalotną, i teraz owdowiawszy, mając już lat
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.2 Marynka.djvu/211
Ta strona została uwierzytelniona.