czterdzieści, jeszcze, jak mówiono, była w pretensyach. Pozostały jej resztki piękności, wymowa łatwa, dosyć dowcipu, a wyobrażenie o sobie nadzwyczaj przesadzone.
Major był zawsze jej wielbicielem... tak samo jak admirował Dziwulską i jeszcze kilka pań, wśród których stanowczego wyboru nie umiał uczynić...
O Krzewskiej wiedział, że bawiła przy bogatej staruszce, która ją dla wesołości i miłego towarzystwa od lat kilku ugaszczała... Do Zbożyszek, rezydencyi pani marszałkowej, było mil dobrych cztery... Zaledwie wpadł na myśl werbowania Krzewskiej, major, nie tracąc godziny, kazał konie założyć i pojechał...
Od lat dwóch pani Ildefonsy nie spotykał, lecz wiedział, że ciągle przy marszałkowej dworowała. Mówiono nawet, że stary kuzyn samej pani zajął się był wdówką i miał się starać o nią, ale zaszły jakieś okoliczności, które to małżeństwo rozerwały...
Kulwisz tak się dziwnie rozrachował z godzinami, że do Zbożyszek przyjechał o godzinie siódmej rano...
We dworze, oprócz sług najniższej kondycyi, wszystko było we śnie głębokim pogrążone. Trzeba było oczekiwać przebudzenia. Kulwisz konie odesławszy do karczmy, sam nie wiedząc co robić z sobą, poszedł do ogrodu czy pałacu, aby odpocząć w cieniu...
Rezydencya marszałkowej, niegdyś pański dwór książęcej familii, słynęła ogrodem z kondygnacyami, szpalerami, sadzawkami, alejami, których drzewa po półtora wieku już liczyły...
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.2 Marynka.djvu/212
Ta strona została uwierzytelniona.