ciężyła. Stara marszałkowa nudziła ją, dom był zamknięty, ludzi nowych w nim... nigdy prawie.
Na obiad major odebrał zaproszenie do pałacu...
Tu musiał raz jeszcze opowiadać historyę Marynki, a rozczulona nią Krzewska, oświadczyła, że się dla niej poświęci... I wylano łez kilka, a staruszka uściskała swą towarzyszkę rozczulona jej ofiarą.
W istocie, marszałkowa rada była, że się rezydentki pozbędzie, Krzewska, że się wyrwie z tego grobu, jak nazywała Zbożyszki.
I stało się, że major pełny wdzięczności, w kilka dni potem wiózł kuzynkę pocztą do stolicy z takim pośpiechem, iż Krzewska, mimo niecierpliwości skosztowania nowego życia, na ostatnich stacyach odpoczywać musiała...
Kulwisz najpewniejszy był, że ta pełna najdelikatniejszych uczuć heroina poświęcała się dla nieznanej sieroty, i przez całą drogę napawał ją kadzidłem uwielbień...
Krzewska marzyła rozkosznie... Utrzymywała zawsze, że tylko areny jej brakło, aby świetne odnosić tryumfy. Trochę późno los stawiał ją na pożądanym placu, lecz pani Ildefonsa nie zrozpaczyła o sobie...
Ileż to kobiet dopiero z drugą młodością należne im szczęście znalazło?