Marynka jeszcze ze swą żałobą znajdowała się w willi z Zosiczową, gdy odebrała zawiadomienie o rychłem przybyciu pani Ildefonsy Krzewskiej...
Cały ten czas spędziła w niemych jakichś zadumach, nierozchmurzona ani na chwilę, poważna, lecz nieosłabiona wcale boleścią. Można się było domyślać, że czując się sama sobie pozostawioną, chciała przyszłość ciemną odgadnąć i zawczasu wykreślić drogi, jakiemi iść miała...
Mówiła mało, odpowiadała pół słowami...
Baron Percival, który w czasie pogrzebu zdumiony był mocą duszy Marynki, śledził każdy jej krok z żywem zajęciem raczej psychologa niż rozmiłowanego człowieka.
Dziewczę to było dla niego zagadką. Parę razy przyszedł z uszanowaniem, nie narzucając się zbytnio, korzystając z tego, że Zosiczowa siedziała przy niej, i odwiedziny nie miały w sobie nic rażącego. Marynka była mu wdzięczna za okazane współczucia w czasie pogrzebu matki i nie uciekała od niego.
Czas tej żałoby, w ciągu której lekcye zawieszone zostały, Volantemu ciężył trochę. Obawiał się, aby muzyka zaniedbaną nie została i zapomnianą.
Spekulator odzywał się w nim mimowolnie... Jechał nieraz na willę z postanowieniem przypomnienia lekcyj, mając ten argument przygotowany, że ro-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.2 Marynka.djvu/218
Ta strona została uwierzytelniona.