re spokojna wieś nazywa cnotami, trzymając się katechizmu...
Zachować decorum, uniknąć zgorszenia, pozory przyzwoitości pielęgnować, czuła się w obowiązku Krzewska, lecz na bardzo wiele zboczeń była pobłażająca, byle one dały życiu podstawę, to jest majątek, położenie i środki używania rozkoszy wszelkich, począwszy od elegancyi do wykwintnego stołu i t. p.
Zaraz po przybyciu Krzewskiej, której wystąpienie przykro się uczuć dało Marynce, zostały one same. Zosiczowa powróciła do księżny, goście się rozeszli, major odjechał. Miał kilka dni jeszcze zabawić w stolicy i dopomódz Volantemu do ostatecznego pozbycia się ojczyma...
Krzewska nie tracąc ani chwili, przejęta obowiązkami swojego posłannictwa, obcesowo się rzuciła na Marynkę, którą wyobrażała sobie jako dziecię, mające uledz jej łatwo...
Szczebiotliwa do zbytku, poczęła od niezręcznego pocieszania sieroty i podraźniła ją wspomnieniem matki, której imię na ustach tej kobiety, jako sprofanowanem wydawało się Marynce. Oznaki czułości, uściski, pieszczoty, obietnice, nietylko nie poruszyły dziewczęcia, ale je niemal odstręczyły...
Wieczór zszedł na tem, że Krzewska mówiła sama, a dziewczę ledwie pół słowami odpowiadało.
Rozeszły się, a pani Ildefonsa przejęta jeszcze tem, co sobie obiecywała w nowem położeniu, oziębłości Marynki nie wzięła do serca. Tłómaczyła ją nieśmiałością; była pewna, że przy bliższem poznaniu zyszcze ją sobie.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.2 Marynka.djvu/223
Ta strona została uwierzytelniona.