Nazajutz przy śniadaniu nowa towarzyszka znowu wczoraj przerwaną nawiązała rozmowę, wskazując Marynce, jakie ma plany na przyszłość i jak mądrze poprowadzić potrafi...
Ta chęć prowadzenia i kierowania w duszy sieroty rozbudziła uczucie oporu... Gdy po razy kilka Krzewska nalegała na to i nadawała sobie powagę jakąś, do której prawa nie miała, Marynka zarumieniona przerwała jej:
— Daruj mi pani... ja nie jestem takiem dzieckiem, jak się może wydaję. Nieszczęście wiele mnie nauczyło; czas spędzony tu z matką, jej przykład i rady wyznaczyły mi tak jasno drogę... że tylko tej opieki od pani potrzebować będę, abym... miała świadka mojego postępowania... Sama pozostać nie mogłam, zresztą zbyt się o mnie troszczyć pani nie potrzebujesz...
Krzewska, którą to dotknęło, zręcznie w żart obróciła oświadczenia Marynki.
— Ja ci się narzucać nie będę, rzekła, ale po cóżbym tu była, gdybym ci mojem doświadczeniem nie służyła?... Otoczona jesteś czyhającymi jak na pastwę... Volanti zjada cię oczyma, i o! ja się na tem znam, ten baron, także nie bez myśli cię adoruje... a pewnie jest ich lub będzie więcej...
I zobaczywszy ruch Marynki przeczący, dodała żywo:
— Nie ma w tem nic złego, nie potrzebujesz się wypierać. W młodym wieku bez romansu życia nie ma, idzie o to, aby wybrać dobrze i do końca poprowadzić zręcznie...
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.2 Marynka.djvu/224
Ta strona została uwierzytelniona.