Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.2 Marynka.djvu/241

Ta strona została uwierzytelniona.

nieco zobojętnił ją dla tej przyszłej współzawodniczki, nie spuszczała jej z oka. Wiedziała też, co się działo u Burczakówny; miała kogoś co Corsiniego egzaminował, co jej o pani Krzewskiej donosił, intrygowała po trosze, ale wszystkie swe siły oszczędzała na chwilę, gdy Marynka po raz pierwszy miała wystąpić...
Dowiadywała się pilno, kiedy nareszcie dzień ten miał przyjść stanowczy. Czekał na niego i Scarlatti, i cała klika, nieprzyjaciół Volantego, wielbicieli Lacerti... i niemały zastęp ochotników, którzy zawsze są gotowi, za coś i dla czegoś należeć do intrygi...
Z tego, co Lacerti wydobyła przez swego pośrednika od Corsiniego, domyślała się, że wystąpienie mogło być blizkie. Volanti ze swej strony, choć nic nie wiedział, domyślał się, przeczuwał intrygę i zachowywał tajemnicę, bo na dzień ów chciał obsadzić teatr widzami, którychby był pewien.
Lacerti czuwała...
O baronie wiedział tylko tyle, że zdawał się mocno zajęty jej nieprzyjaciółką.
Jednego ranka, gdy właśnie z matką najzajadlejszą prowadziła o coś wojnę i wcale do wystąpienia do gości nie była przygotowana, sługa jej zdyszana przybiegła dać znać, wiedząc jak baron był zawsze pożądany, że czeka na nią w saloniku...
Lacerti więc zakończyła tupnięciem nóżką kłótnię swą z matką, podbiegła do zwierciadła, aby czarne, rozrzucone poprawić włosy, spojrzała na nieco zabrukane rączki... i — z hałasem wpadła witać... gościa.
— Oczom nie wierzę! — zawołała. Jak to? Wy!