maitych pobocznych sprzymierzeńców i okoliczności przyjaznych.
Nie uszło jego baczności na wieczorze księżny, żywe zajęcie hr. Samsonowa nietylko głosem, ale osobą Marynki. Wiedział on, że Samsonow był w dobrych stosunkach i miał pewną przewagę nad ks. Agatonem, nieszczęśliwym kompozytorem oper niegrywanych i piosnek, których nikt śpiewać nie chciał.
Wpadł na tę myśl, ażeby Marynka przed wystąpieniem swem odwiedziła razem z towarzyszką Krzewską, starego miłośnika muzyki i prosiła go o protekcyę... Nie wydał się jej z tem, że przeciw niej spisek był uknuty, chciał bowiem sam poufnie potem rozmówić się z hrabią, ale na odwiedziny rachował wiele.
Gdy z tem przyszedł do Marynki, dosyć jakoś niejasno wykładając jej potrzebę tego kroku, dziewczę z wielkiem wzruszeniem zaprotestowało.
— Panie dyrektorze! zawołała rumieniąc się: spełniam wszystkie wasze żądania, jestem posłuszną. Uczę się, śpiewam co każesz, lecz do takiego upokorzenia, abym jeździła wypraszać sobie protekcyę i oklaski, niczem i nigdy mnie nie zmusisz. Publiczność osądzi mnie jakem warta, lub jak będzie usposobiona, zniżyć się aż do błagania jej o litość nie mogę... Nie, nie! nie!
Z tonu, jakim to wypowiedziała, Volanti, który dość ją już znał dobrze, zmiarkował, że nalegałby napróżno. Tegoż dnia sam pojechał do starego pana... Nietrudno tu było być wpuszczonym, choć stary pracowity bardzo, albo zamknięty w swoim pokuju
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.2 Marynka.djvu/266
Ta strona została uwierzytelniona.