Oczy jej pałały, twarz się rumieniła, uczucie uczyniło ją piękną. Volanti pomyślał, że takąby ją chciał był widzieć na scenie...
Chodziła poruszona, majestatyczna, zmężniała i dojrzała nagle...
— Więc masz pani męztwo do wystąpienia? zapytał.
— Choćby jutro, odpowiedziała Marynka. Rolę umiem... na wszystkie wypadki jestem przygotowana... nie daj mi pan ostygnąć.
Volanti skłonił się, dołożył kilka słów, tyczących się kostiumu, potem coś pochlebnego, i odszedł wielce uradowany ze skutku, jaki wywarł anonim.
List pozostał zapomniany na stoliku, i wieczorem ciekawa a zła Krzewska mogła go pochwycić i przeczytać.
Od wystąpienia Marynki w salonie księżny, do którego ją nie zaproszono, pani Ildefonsa miotana była uczuciem zemsty jakiejś, którą gotowa była wywrzeć na wszystkich...
Marynki nie mogła cierpieć dla tego, że jej ująć nie umiała i czuła się odepchniętą; nienawidziła Volantego, który się bez niej obchodził i z niczego nie zwierzał się; zła była na Percival’a, który słuchać jej nie chciał nad wszystkich najsroższą nienawiścią ścigała księżnę; słowem źle była z całym światem... Powodzenie, na które rachowała tyle, wcale się nie zapowiadało; Corsini nie myślał wcale o wywdzięczeniu się wzajemnością. I tego ostatniego marzenia wyrzec się musiała...
Gryzła ją bezsilność i rola podrzędna, którą grała. Wśród tego zamętu różnostopniowych gniewów, pragnień pomsty, nienawiści, Krzewska gotowa
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.2 Marynka.djvu/271
Ta strona została uwierzytelniona.