gotowa była wszystko poświęcić byle nasycić choć jedną zemstę... Zgubić Marynkę, byłoby ją uszczęśliwiło. Nietyle złe serce, ile szał jakiś w niej działał, popychał. Obalić cały ten gmach różnych nadziei i planów przyszłości, a samej potem umyć ręce i ujść napowrót do starej marszałkowej...
Nie słuchaliście mnie, nie chcieliście mnie znać... Siedziałam jak malowana, otóż macie skutki!... Adieu!
Szukając dróg, któremiby zemstę wywrzeć mogła, nie znalazła pewniejszej nad zwrócenie się do Corsiniego...
Włoch nie chciał jej zrozumieć, choć mu jasno dawała poznać, że go namiętnie kochała, i to gotowa była znieść, byle jej za narzędzie posłużył. Wiedziała, przekonywała się codzień, iż szalał o Marynkę... gotowa była dopomódz mu do wszystkiego, do porwania jej, do gwałtu.
Z takiemi projektami nosiła się obrażona i oszalała Krzewska...
Przy pierwszej zręczności postanowiła zacząć działać... Corsiniego podbudzić, ułatwić mu, dopomódz... Nie wątpiła, że Włoch łatwo się da skłonić i pójdzie za jej radą.
— A potem, mówiła sama do siebie, kłaniam uniżenie, bywajcie zdrowi!... Ruszę napowrót do mojej starej, kłaść jej kabałę, ale pokażę im wprzódy, że mam i głowę na karku, i serce w piersi, i dumę, której bezkarnie obrażać nie pozwolę...