Polowanie to nie powiodło się wcale... Przy dwóch bezimiennych znalazły się nieciekawe wierszydła...
Późno w noc Marynka padła nareszcie zmęczona na łóżko, długo zasnąć nie mogąc; a gdy sen skleił wreszcie powieki, roił się jej do rana ten świat lampami teatralnemi jaskrawo rozświecony z tysiącem ruchomych postaci.
Krzewska mniej jeszcze spała, układając rozmaite plany zemsty... Za co się miała właściwie pomścić na niewinnej istocie, nie mogłaby była może wytłómaczyć. Za to, że ją tu zawiodły nadzieje, że na podrzędne zepchnięto ją stanowisko, że czując się lepszego losu godną, wegetowała tak nędznie u boku tej, którą zawładnąć nie mogła.
Wiedziała jedno to, że powinna była zemścić się na Marynce, na Volantim, na księżnie, na całym świecie.
Nazajutrz około południa baron Percival przyszedł, wrzekomo z powinszowaniem, w istocie dla zbadania, jakie wrażenie wywarł wieczór na Marynce...
Nęciła go ona coraz bardziej, coraz więcej pragnął ją zdobyć, lecz było w tem coś prawdy co mu w oczy rzuciła Lacerti, że się zestarzał. Nadzwyczaj z wolna i ostrożnie, krok za krokiem dobijał się o te łaski dziewczęcia, niezdecydowany jeszcze, czy ma dla niej spokój swój poświęcić i zaawanturować się.
W saloniku przed wyjściem Burczakówny, przyjęła go nieznośna Krzewska, której pilno było opowiedzieć o bransolecie i wytłómaczyć ją niedorzeczną namiętnością siedmdziesiąt-letniego starca.
Percival ruszył ramionami.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.2 Marynka.djvu/289
Ta strona została uwierzytelniona.