— Wie pani, rzekł z wyrazem, któremu usiłował nadać głębokiego przekonania cechę, znam od dawna Laurę. Ludzie ją ogadują. Ma temperament porywczy, jest namiętną, nieoględną, lecz daleko lepszą niż jej reputacya... Cóż temu winna, że miała i ma taką matkę, której wstydzić się musi? W gruncie serce dobre... Mówią o niej różnie, chociaż plotkom wierzyć się nie godzi, a niedoświadczenie i młodość, w najgorszym razie, rozgrzeszają...
Wspomnieliśmy już, że Marynka miała pewne zaufanie we francuzie i lubiła go, wierząc w jego szczerość. Ta pochwała Lacerti wiele jej w opinii Marynki pomogła. Skłonną też była widzieć raczej dobrą niż złą ludzi stronę, a wierzyć w wielkie zepsucie jej było smutno i trudno...
Wprędce potem Marynka się wybrała w odwiedziny do artystki z panią Krzewską, która zawsze kwaśna, milcząca, nadąsana, posługi jej jednak odmówić nie mogła. Szczęściem jakiemś w godzinie tej nie miała Laura ani gości kompromitujących, ani tak nieładem i rozpasaniem uderzającego mieszkania, jakiem ono czasem bywało... Sprzęty stały w miejscu, a fantastycznie porozrzucane gałganki mogły świadczyć tylko, że gospodyni była żywą i wrażliwą...
Marynka właśnie dla tego, iż sama była poważną, spokojniejszą, zimną nieco, polubiła dziewczę roztrzepane, nieopatrzne, dowcipne, a przedziwnie odgrywające uczucie dla niej gorące...
— Bądźmy dobremi przyjaciołkami, trzepała Lacerti; zobaczysz, że ci się przydam mojem drogo nabytem doświadczeniem... Nikt tych ludzi tu tak nie
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.2 Marynka.djvu/304
Ta strona została uwierzytelniona.