Jednego wieczoru Krzewska wysłanym bilecikiem zawiadomiła Corsiniego, że wieczorem będą w teatrze, i że jak mówił Volanti, wszystkie miejsca w nim były rozkupione. Spodziewano się natłoku. Kazała mu być w gotowości...
Pilno jej było pomścić się... Każdy dzień upływający powiększał rozdraźnienie, coraz bardziej czuła się odepchniętą, nieznaczącą, jakiemś niemem stworzeniem, podrzędnem, potrzebnem tylko dla formy... Upokorzenie o wściekłość ją przyprawiało....
Marynka, widząc nadąsanie i złe humory, uparte milczenie, lub odpowiedzi niechętne i szyderskie, usiłowała ją ułagodzić, przejednać, lecz było już za późno...
Krzewskiej wszystko tu obrzydło, chciała tylko nasycić się i jechać nazad na wieś, zrozpaczywszy, aby się nadzieje, z jakiemi przybyła, ziścić mogły.
Odebrawszy kartkę włoch, który oczekiwał hasła, nadbiegł w ciągu dnia, ale nie zastał ani Marynki, ani Krzewskiej, która z nią, jak zwykle, była na próbie.
Wpadł do teatru, gdzie mu się za kulisami siedzącą, udało pochwycić samą jedną wdowę.
— Więc dziś? szepnął jej.
Gniewnie rzuciła ramionami.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.2 Marynka.djvu/306
Ta strona została uwierzytelniona.