wydawała się zdrada, tem mu kamieniem cięższym leżała na sumieniu...
Ostatnie nuty chóru nuconego przez wszystkich artystów, ustawionych w tradycyjny półkrąg naprzeciw widzów, dobrzmiewały... sposobiono się do oklasków i wywoływań, gdy Marynka z ciężkością jakąś powstała, skinęła na Corsiniego, aby jej podał futerko, i poziewając szepnęła, aby ją do powozu prowadził.
— Tak jestem dziś zmęczona!
Włoch narzucił na nią futro i chustkę i gwałtownie ująwszy za rękę, posunął się przez ścisk coraz większy w korytarzu, ku wyjściu... Gdy się to działo, Krzewska umyślnie obwiązywała się jeszcze, ociągała... chciała się zgubić, i gdy z loży wydobyła się, już ani włocha, ani Marynki widać nie było...
Przebijała się z wolna, skarżąc, łając, narzekając, gdy naprzeciw siebie idącego spostrzegła barona....
Ten zbliżył się do niej.
— Gdzież panna Marya? zapytał...
— Ale właśnie pędzę za nią! zawołała Krzewska. Przez miłosierdzie, podaj mi rękę, panie baronie, pomóż, bo mnie zgniotą na śmierć. Oberwano mi już suknię.
— Ale panna Marya! panna Marya! odparł francuz, chwytając pulchną rękę wdowy.
— Nic się jej nie stanie! mówiła Krzewska. Włoch ją wyprowadził... już musi w powozie siedzieć... i nie wiem, czy jej pozwolą czekać na mnie... Co za ścisk... Nie widzisz jej baronie?
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.2 Marynka.djvu/315
Ta strona została uwierzytelniona.