Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.2 Marynka.djvu/360

Ta strona została uwierzytelniona.

Dyrektor zapewnił mnie, że w przyszłym tygodniu żona jego wystąpi już w operze Verdiego.
Oczy panny Laury zabłysły zazdrością.
— Panowie! odezwała się żartobliwie, zlitujcież się nad nieszczęśliwą Lacerti! Nie żądam dyrektora. Znajdźcie mi choć reżyssera, choć pięknego i pełnego nadziei maszynistę, któryby się ze mną ożenił!
Załamała ręce.
Perciwal bez pożegnania wyszedł był właśnie. Laura zbliżyła się do stolika biorąc z niego nalany kieliszek szampana, podniosła go w górę i z sarkazmem w głosie przerażającym, krzyknęła:
— Zdrowie nowożeńców!!
Wychyliła do dna, paluszki jej rozbiegły się w powietrzu, a kieliszek padł na ziemię i rozbił się na kawałki.




Ci, którzy mieli wstęp do salonu państwa Volantich, był to bowiem salon w całem znaczeniu tego wyrazu, i dyrektor do uczynienia go świetnym i odwiedzanym przez wyborowe towarzystwo, największą do niego przywiązywał wagę; — nie mogli sobie zdać sprawy ze stosunku dwojga małżonków do siebie.
Pani Volanti, która, pomimo zamążpojścia, z woli męża na afiszach zatrzymała imię Burcelli, sławiona teraz jako pierwszorzędna śpiewaczka, na co ze