Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.2 Marynka.djvu/395

Ta strona została uwierzytelniona.

sprawa, jeżeli jej uniknąć nie będzie można, wymaga bytności pani.
— Zosiczowa będzie ze mną, szepnęła, jakby sama siebie uspokoić chciała, biedna kobieta. Dokądkolwiekbądź... do pierwszego lepszego hotelu, mnie i ją racz pan przewieźć. Za chwilę będę gotową. Nie biorę z tych miejsc nic, bo nic oprócz tego, com z domu przywiozła, nie należy do mnie.
Zwróciła się ku drzwiom, spojrzała na barona, czy się nie sprzeciwia. Percival stał gotów do posługi, nie odzywając się wcale.
Upewniona i uspokojona Marynka, znikła. Francuz nie ruszał się z miejsca, zadumany, niedostrzeżone pół uśmieszku smutnego, błąkało się po jego wargach.
Na dole oczekiwał na niego Volanti, ale baron wcale nie myślał ani schodzić do niego, ani się tłómaczyć. Chociażby miał gniew ściągnąć, ważył się najprzód służyć nieszczęśliwej kobiecie, a nie poczuwał się wcale do obowiązku stawania w obronie oszusta i awanturnika.
Tak go teraz nazywał, a w rycerskiej gotowości do poświęcenia dla nieszczęśliwej ofiary — któż wie? — było może wcale nierycerskiej rachuby na przyszłość.
Marynka mogła być wolną, a Percival sądził, że po tem co doświadczyła i przebyła, nie mogła drożyć się z sobą. Serce miała niezajęte.
Co do powrotu na wieś! ten tak się baronowi zdawał niemożliwym, iż gdy o nim pomyślał, śmiać mu się chciało...
A teatr? sława? sztuka? możnaż to było tak łatwo i bez żalu porzucić?