majora do porady, ruszajże się, otrząśniej z tego lenia, i do roboty!
Juraś połajany, zaczął od tego, że idąc za sercem swem, wstał i poszedł uściskać Żantyra, dziękując mu za jego słowa prawdy.
Organista tedy ośmielony dodał mu bodźca, i ostatecznie tak jakoś poruszył, ośmielił, że Juraś dał mu słowo zaraz nazajutrz wziąć się do roboty.
Od czego miał zacząć, nie wiedział dobrze, lecz postanowienie było mocne. Odszedł Żantyr trochę uspokojony, wskazawszy jeszcze Poterskiemu reganta do rady, który był nieboszczyka przyjacielem.
Juraś pojechał do niego. Szło o obronę Berezówki od napaści Dziwulskiego, oprócz tego trzeba było na Kąt pożyczyć, aby budowle nowe stawić, nasienie kupić i t. p. Juraś raz się zaprzągłszy do pracy, już jakoś szedł dalej i coraz mu było łatwiej. Ale na listy Marynki nie miał odwagi odpisywać.
Kochał się w niej biedny tą miłością czystą duszy pobożnej, człowieka niezużytego, brzydzącego się grzechem, miłością ex-kleryka idealną, z modlitwami zmieszaną i patrzącą w obłoki. Opłakał zamążpójście Marynki, lecz i ono z serca mu wyrwać nie mogło jego przywiązania do niej, uczyniło je tylko jeszcze bezinteresowniejszem.
Bez żadnej nadziei biedny Juraś w milczeniu gotów się był dla niej poświęcić. Rano i wieczorem modlił się na jej intencyę. Gotów był Kąt swój zadłużyć, a nawet sprzedać, sam pójść w służbę, byle Berezówkę oddać jej w dobrym stanie.
Miała w nim i w wuju jego zaufanie, powierzyła im ją, Juraś się czuł związanym.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.2 Marynka.djvu/415
Ta strona została uwierzytelniona.