Czyby sobie był dał sam rady, nie wiemy; lecz jak w porę mu zjawił się Żantyr z wyrzutami, tak w kilka tygodni nowy człek, zupełnie nie znany spadł mu z obłoków na ratunek.
Mówiliśmy już, że major Kulwisz nie miał rodzeństwa, tylko tę jedną siostrę, która poszła za Poteruchę, wiedziano, że był z linii męzkiej ostatnim. O innych Kulwiszach na Litwie jakoś słychać nie było. Lecz wieść o śmierci starych kawalerów i bezdzietnych ludzi rozchodzi się zawsze żywo, z różnemi dodatkami, a marzenia o spadkach są u nas szczególniej niemal chorobą szlachecką. Na prosty posłuch o jakimś zmarłym imienniku, dalekim powinowatym, zjawia się zawsze mnóztwo mniej więcej uprawnionych do zagarnięcia po nim spuścizny.
Tak też i po zgonie majora Kulwisza, bezdzietnego kawalera, a dziedzica wioseczki Kąt, dobrze zaspodarowanej, ocknął się w Kowieńskiem jakiś Kulwisz, i jednego ranka, gdy Juraś około dworku gospodarował, zobaczył kałamaszkę parą koni zaprzężoną, zatrzymującą się przed bramą.
Wysiadł z niej młodzik jego wieku, opalony, dosyć miłej twarzy, z gęstym wąsem zuchowato zakręconym, ubrany chędogo, ale skromnie. Na zapytanie czegoby sobie życzył, przybyły jakoś pomyślawszy, zmydlił.
Nawzajem spytał, czy toby był Kąt nieboszczyka majora Kulwisza? i dowiedziawszy się, że do niego trafił, wyjąknął, że radby się od kogo dowiedzieć coś o nieboszczyku, bo należał do jego rodziny.
Juraś bardzo gościnny i uprzejmy zaraz go z sobą do dworu poprosił, śniadanie kazał podać i o wuju
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.2 Marynka.djvu/416
Ta strona została uwierzytelniona.