Zawahał się Juraś z przyjęciem tej ofiary, lecz Żantyr nalegać zaczął. Kulwisz go popierał; uśmiechała się nadzieja zobaczenia Marynki!
Można było przewidzieć, że w końcu Żantyr ruble swe przyniesie, i że one przyjęte będą. Tak się też stało.
Poterski, który mało w życiu podróżował, sam sobie niebardzo radzić umiał, jadący na pomoc biednej kobiecie, do kraju i miasta, którego wcale nie znał, było to przedsięwzięcie zuchwałe, niemal śmieszne. Jednak w oczach Jurasia, gdy szło o tę kobietę, nie było niepodobieństwa, czuł się zdolnym do wszystkiego.
Zaczął się wybór w drogę. Trzeba było najprzód do regenta jechać dla informacyi, dla uzyskania wskazówek, instrukcyi, bo regent bywał w stolicy. Przyjaciel majora, człowiek bardzo bystry, który nieraz od nieboszczyka słyszał o Jurasiu, że jest ciamajdą, i znał jego nieśmiałość, nieporadność, posłyszawszy o projekcie podróży, zdziwił się mocno i o mało się nie rozśmiał w oczy przybyłemu.
— Co waćpanu w głowie?... po co?... na co?... z czem?... Przepadniesz tam i zgniotą cię. Zresztą cóż poradzisz? na co się jej zdasz?
Regent się zdumiał bardziej jeszcze, gdy Juraś oburzony i ożywiony, odparł mu natychmiast:
— Trzebaż ją przygotować do tego, wytłómaczyć jej, że do Berezówki teraz powrócić nie może. Tego listem zrobić niepodobna. Choć ja tam nie orzeł jestem i nie mądry, ale przecież potrafię jej tę wiadomość, osłodzić, i pocieszyć i zaręczyć, że choćbym ja
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.2 Marynka.djvu/421
Ta strona została uwierzytelniona.