Tegoż wieczoru Lacerti, która była już najbliższą przyjaciółką Rosini’ego, i jak mówiono despotyczną nad nim miała władzę, dowiedziała się o tem, i zakrzyknęła, iż nie dopuści nigdy wystąpić Marynce, lub groziła usunięciem się ze sceny.
Rosini napróżno się starał ją uspokoić; pogniewali się z sobą. Poróżnienie jednak nie trwało długo, bo włoszka więcej się obawiała sama, niż mogła nastraszyć.
Dyrektor obiecywał zwłokę, odkładano.
Lecz Percival był uparty, a po za nim różne potęgi stały, dyrektor musiał uledz.
Gdy raz przekonała się Lacerti, że gościnne występy były koniecznością, wszechwładna pani za kulisami, zaklęła się, że współzawodniczce na pierwsze jej ukazanie się, przygotuje nieochybną klęskę.
Rozpoczęła zabiegi w taki sposób, tak szafując groźbami i wpływem swym na Rosiniego, obietnicami, intrygami, że w istocie co najmniej fiasco było nieuchronne.
Baron i wszyscy wielbiciele Marynki byli pewni swego, poprzednie tryumfy uspakajały ich tak i usypiały, że ze swej strony nie widzieli najmniejszej potrzeby przygotowań i ostrożności.
Percival’owi zdało się, że byłoby uwłaczającem genialnej artystce, gdyby powątpiewał o jej powodzeniu. Nigdy jeszcze litwinka na scenie nie doznała zawodu. Rachowano na tego ducha zwycięzkiego, który ją ożywiał, na czarodziejską głosu potęgę.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.2 Marynka.djvu/457
Ta strona została uwierzytelniona.