Nikt ich za to prześladować nie mógł, a gdyby cel ich był dopięty, Marynka zmieszała się lub omdlała, mieli się łatwo niepostrzeżeni wyśliznąć.
W największej tajemnicy cała ta maskarada niecna umówiona była. Dwaj usłużni artyści mieli się w głębi loży ukrywać, aby ich za wczasu nie postrzeżono i wystąpić naprzód, na światło dopiero, gdy Marynka wyjdzie na scenę.
Pan Alfred, czulszy nieco, który miał Corsiniego przedstawiać, objawił trochę obawy, aby skutki nie były zbyt groźne; sumienie go ruszyło, lecz Laura śmiechem, szyderstwem, zalotnością, potrafiła go nawrócić.
Odbyto przy drzwiach zamkniętych próbę, i Lacerti krzyknęła z przestrachu, tak znakomici artyści doskonale się w role swe wcielić potrafili.
Przygotowania, próby, zabrały dość czasu, Lacerti teraz już się prawie niecierpliwiła i rada była przyśpieszyć katastrofę.
Nadszedł nareszcie dzień naznaczony.
Baron postarał się o to, aby teatr był pełny. Ze swej strony miejsca potrzebne dla hałasujących, wcześnie zamówiła Lacerti.
Marynka nie była w usposobieniu takiem, jakiekiego się sama spodziewała, sądząc, że po długim wypoczynku, zapał i natchnienie przyjdą większe; czuła się smutną i znękaną.
Znając jednak siebie i wiedząc, że w chwili krytycznej dopiero odzyskiwała głos i natchnienie, nie obawiała się wpływu tego usposobienia.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.2 Marynka.djvu/459
Ta strona została uwierzytelniona.