Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Maleparta tom I.djvu/114

Ta strona została uwierzytelniona.

rzadziej się już ukazywał, nareszcie całkiem zniknął jej z oczów. Na następny trybunał już nie przybył.
Teraźniejszego trybunału — dodał Prozorowicz — ukazał nam się znowu; widzieliście go zapewne i zauważać musieliście, bo nielada postawa i chłop jak dąb.
— A cóż to za sprawę — spytał palestrant — miał teraz właśnie pan mecenas, do której już cygańskich świadków potrzebował?
— Mówiłem waści — dodał Prozorowicz — że z krewnemi żony, których chcąc się pozbyć, oskarżył o napad na swoją osobę, gwałt i pobój; chociaż mówią że jako żywo tego się nie dopuścili, i jedynie dla pozbycia się ich, pozwał. Jakoż uciekli, a sądzeni srogo zaocznie, gdyż trybunał eksces taki nad mecenasem domierzony, za obrazę własną poczytał, i więcej się tu już nawet ukazać nie mogą.
Widzisz waść — rzekł Prozorowicz kończąc — co to za szczwany lis z tego człowieka; od żebraczej torby potrafił dojść do dostatków pańskich, znaczenia i wszystkiego czego tylko chciał, a zobaczysz waść i grosza bym za to nie dał, że dalej, dalej, (jakeśmy widzieli przykłady) gotów senatorskie zasiąść krzesło, byleby mu ambicja przyszła. Z wiekiem to go nie minie. Człowiek którego młodości namiętnością są pieniądze, skończyć musi na starość niepohamowaną ambicją. Nie raz widzieliśmy nawet wielkie fortuny zebrane mozolnie, topniejące potem dla czczego dymu.
Otóż cała historja Maleparty, a kto pożyje, ten więcej zobaczy, bo to dopiero początek zda mi się. Człek choć sterany, ale nie stary.
— A żona? — spytał palestrant.
— Siedzi dotąd w oknie alkierza, naprzeciw którego przechadza się jaśnie wiel. deputat, jak dawniej, wybierając godziny, kiedy mecenasa w domu nie ma. Często nawet absentuje się od sądów i ryzykuje zerwanie kompletu, byle widzieć bladą twarzyczkę ulubionej, choć przez zasmolone szyby,
— I jakiż to człowiek?
— Albo to waćpan nie wiesz? personat wielki i bo-