Znacie zapewne Lublin? Któżby go nie znał dzisiaj, i komuż mile na myśl nie przychodzą wdzięczne jego okolice, stare kościoły, malownicze dwie stare bramy, czysty Kapucyński kościołek, smętna fara, ponury Dominikański, niesmacznie odnowione Jezuickie mury i zamek? Znacie go jakim dziś jest, spokojnym, czystym, odświeżającym się, jak podtatusiały staruszek co nową kładzie perukę i wygala siwą brodę, żeby się wydać młodszym; znacie go z nowemi jego gmachami, z pięknem krakowskiem przedmieściem, z czystemi placami, ogrodami, brukami i szosą. — Ale nie stary to Lublin trybunalski, nie stary to ów gród rokoszowy i jarmarkowy, sławny swemi piwnicami na Winiarach, norymberskiemi sklepami, błotem ulic, wrzawą żołdaków, palestrą z piórem za uchem i szerpetyną u pasa; nie stare to miasto, co się chlubiło kilkudziesiąt kościołami i wskazywało fundacje Leszka Czarnego, co się chlubiło zamkiem w którym Długosz ćwiczył Kazimierzowe dzieci, stołem na którym podpisano Unją, szczerbami w murach, jednemi po ruskich kniaziach, drugiemi po Mindowsie, jeszcze innemi po rokoszanach Zygmuntowskich.
Dzisiejszy Lublin, to jakem wam mówił, staruszek do niepoznania wygolony, wymuskany, wybielony i ani w nim znać jego burzliwej przeszłości. Cofnijmy się ku niej nieco; nie dalej jak ku przeszłemu wiekowi.
Stańmy przeciw głównej budowie, przeciw gmachowi trybunalskiemu[1] i spojrzyjmy do koła. Co za zgiełk, wrzawa, hałas i plątanina! Z Krakowskiego
- ↑ Ratuszowi.