ramionach. Z jego twarzy zuchwalstwo i wzgarda ludzi, odwaga bezrozumna i bezwstyd patrzały. Na licu jeszcze nie starem, ślady były wydeptane namiętnościami, niepokojem, całem życiem burzliwem i nierządnem. Oczy krwią zabiegłe, pod oczyma sińce nabrzękłe, policzki blade i jakby nalane, usta sine, a warga ich wierzchnia nadęta, skrzywiona.
Był to wódz tej hałastry bez imienia, bez czci i wiary, hałastry co się zaprzedawała niepoczciwym, potrzebującym fałszywego świadectwa, fałszywej przysięgi, lub po prostu szabli do najazdu, siły do zemsty. Ci ludzie najmowali się za świadki, lub opłaceni za burdę, napadali z szablą na tych których im wskazywano. Garstka ich skryta w ciemnościach jakby się światła lękała, składała się z wywłoków z turmy, szui różnego pochodzenia i stanu. W niej byli i szlachta niegodna szlachty imienia, i mieszczanie i żydzi nawet. Przechrzta stał na jej czele. Gdzie tylko ludzkie namiętności zawołają o pomoc, wyciągając rękę nie próżną, znajdzie się podłość, co wezwaniu, podaniem brudnej swej ręki odpowie. Garstka ta pomnażała się i coraz zmieniała, naczelnik od dawna był jeden. On nią kierował tajemnie, on nią przewodził, chociaż sam nigdy nie występował w roli wodza widocznie. Egzystencja tej bandy mało komu wiadomą była, jakby z ziemi wyrastali ci ludzie i niepotrzebni jakby w ziemię się kryli, dziś inni, jutro inni. Domyślano się tego ohydnego związku, ale go namacać, wyszpiegować go i wskazać sprawiedliwości nie można było. Ci co znali go lepiej, bali się zaczepiać. Wezwani na świadków w sprawie, nagle się ukazywali gdy ich było potrzeba i położywszy rękę na świętej księdze, wyjąknąwszy wyrazy przysięgi, nie pokazywali się więcej. W dwóch, trzech sprawach jednej kadencji, czarny wódz posyłając swych podwładnych, coraz inszych ukazywał na przemiany, tak że nie widziano nigdy z kolei jednego z nich świadkiem w dwóch kategorjach.
Prozorowicz siedząc za swoim stoliczkiem i dmu-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Maleparta tom I.djvu/20
Ta strona została uwierzytelniona.