sędziego; a gdy nic dokonać nie mógł, ani strasznym sądem Boskim, który często przypominał, ani wzbudzonem uczuciem piękności prawdy i wdziękiem cnoty: — usuwał się dopiero w swą milczącą pogardę.
Jak zapowietrzony, żył on w mieście ludnem, ożywionem, gdzie wszystko wrzało i kipiało przez kilka niedziel w roku, sam jeden, bez towarzystwa, bez przyjaciół, bez stosunków. Ledwie wiedziano, że mieszka u ojców Kapucynów, zkąd codzień niemały kawał drogi pieszo na sądy przybywał.
Na widok jego, nie raz jakby zawstydzeni uciekli hałasujący, uśmierzyli się zajadle nastający, surowszą postać przywdziali rozpustni. Taka jest, powtarzamy, siła cnoty nawet na tych co jej się zaparli. Kto wie, może sam widok tego człowieka, może rozważanie jego uczynków, nie jednego poprawiło, nie jednego od złego wstrzymało? A jak zgorszenie niewinnego, choćby mimowolne, policzy sędzia nasz kiedyś na karb złemu, tak mimowolna zasługa nie zostanie zapewne dobremu zapomnianą.
Mecenasi w większej części już byli uprzedzili przybycie deputatów, i w antikamerze sądowej zajmowali się przeglądaniem papierów, konferowaniem między sobą, układaniem potrzebnych aktów, poprawianiem głosów, naradami ze stroną. Tu łatwo cokolwiek wprawniejsze oko rozeznać mogło, po spokojnych obliczach, patronów od aktorów. Prawnicy z niczem niezachwianą odwagą, widzieli zbliżający się moment przywołania sprawy, aktorowie choć usilnie go pragnący, niespokojni byli i żywo się troskali mającym zapaść wyrokiem. Nie jeden z nich ciągnął w kąt swego obrońcę i tam mu po setny raz kładł w ucho ważne wedle siebie argumenta na swą stronę.
Już godzina sądów nadchodziła i miano przywołać sprawy, gdy na wschodach ukazała się spiesznym dążąca na górę krokiem, nowa postać, co zwróciła na się oczy wszystkich. Był to mężczyzna lat około trzydziestu kilku, wysokiego wzrostu, barczysty, okryty wyszarzaną delją amarantową podbitą niedźwiadkami
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Maleparta tom I.djvu/25
Ta strona została uwierzytelniona.