Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Maleparta tom I.djvu/39

Ta strona została uwierzytelniona.

umawiając, podając ręce na przybicie targu lub pokazując pięście na groźbę.
Ciekawy byłby tu się najrozmaitszym mógł przypatrzyć scenom, począwszy od najpospolitszej z chłopem wiozącym na targ nędzny swój towar, aż do tajemniczego podziału kradzionego srebra i sukien.
Prócz żydów, których tu liczba przeważała, nie postrzegłeś chyba mieszczan znajomych, i to o białym dniu, do tańszych rzemieślników i przekupniów przebierających się, lub przejezdnych co tędy w miasto dążyli, nie mogąc ulicy wyminąć. Z Chrześcjan mało tu bardzo kto zwabiony taniością kwatery, najął mieszkanie, i to chyba w ostateczności. Nie było bowiem całkiem bezpiecznie, wśród żydowstwa zamieszkać, a nawet długo lub w ciemną noc pozostać. Często tu zdarzały się rozboje, kradzieże, często ludzie na żydowszczyźnie znikali, których potem trupy tylko znajdowano gdzieś za miastem odarte, albo z rzeką płynące. A gdy przyszło do poszukiwania (co rzadko się trafiało dla trudności dośledzenia zbrodniarzy, w tym tłumie, który nigdy spisany dokładnie być nie mógł) — najczęściej odzienie i rzeczy zabitego, znajdowały się u żydów.
Zdziwił się też nie pomału nasz palestrant, widząc eks-mecenasa wstępującego, po wyłamanych wschodach, na piętro ciemne jednej z najniechlujniejszych kamienic żydowskiego miasta.
— I waszmość odważasz się tu mieszkać?
— A czegóż się bym bał? — spytał Prozorowicz obojętnie. — Śmierci się dawno nie boję, a odarcia goły się nie lęka. Wiesz waćpan ruskie przysłowie??
To mówiąc przez nizkie drzwiczki wdrapali się do izdebki na piętrze, najbiedniejszego pozoru, ciemnej: o jednem tylko oknie wychodzącem w podwórze i nie wszystkie szyby mającem. Cały jej sprzęt składał kulawy stoliczek, na którym eks-mecenas złożył swoje zawiniątko i papiery, półeczka z kilką odrapanemi książkami, zydel z płaskim siennikiem i czarną kołdrą wełnianą, garnek na wodę, bułka chleba zapleśniałego, stare bóty i osmalony ożog do poprawienia w oddawna