Przepiórkowski głową kiwnął i marsa nastawił, bo trzeba wiedzieć, że jak był osobliwszej dobroci człowiek, tak między uśmiechem, co mu lada dla czego na usta wychodziło, zjawiały się i marsy na czole niewiedzieć po co, choćby był jak wesół.
— Jak ci będzie źle, rzekł, to sobie pójdziesz precz, a teraz chodź za mną!
Chłopiec zawahał się chwilę, potem nasadził jakiś ochłap czapczyska na uszy i w ślad za dobrodziejem swoim pobiegł.
Otóż mości panie, długi czas nie widziałem go potem, i anim wiedział co się z nim stało.
Dobrze w lat kilka potem, już ja byłem sam patronem i jak dziś pamiętam, miałem właśnie przypadającą sprawę w trybunale panów Frączkiewiczów z wdową Dulibską Frączkiewiczówną z domu, gdy idąc na sesją, a spiesznie krocząc na górę, postrzegam między palestrą nową, a jednak coś mi znajomą twarz. Nie było czasu rozpatrywać się, rzuciłem okiem i poszedłem dalej.
Sprawa poszła dobrze, bo chociaż ja nigdy z drugiemi na wybiegi nie chodził i nie zwyciężał przeciwników pędzeniem rejestru, nadrabianiem kondemnat; jakoś panowie Frączkiewiczowie opatrzywszy się sami że źle być może, a mając już praeliminaria do zgody poczynione, kondemnowali się dobrowolnie. Tym czasem przywołano inną sprawę, a że ta była nie małej wagi i po wysłuchaniu głosów, instygator z woźnemi wywołali — na ustęp — jam nie czekając solwowania sesji, zszedł ciągnąc do domu. Przechodząc mimo, kędy staje hałastra palestrowa po wschodach i podle furty, wyzywając na kije, obejrzę się, i znowu postrzegam tę znajomą mi twarz. Zastanowiłem się, poglądam.
— U kogo waszmość służysz? spytałem.
— Kto waszmości powiedział, że służę? odparł zaczepiony.
— Z przeproszeniem, z czyjego dworu?
— Z niczyjego. — Ale za drugą odpowiedzią uśmiechać się począł. Ja, nuż szukać po głowie, co to za
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Maleparta tom I.djvu/49
Ta strona została uwierzytelniona.