Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Maleparta tom I.djvu/51

Ta strona została uwierzytelniona.

czątku nikt go nie słuchał, począł tak raźno, dobitnie i z taką elokwencją, iż wszystkich zadziwił. Poczęto go słuchać, a o mało nie applaudować, tak pięknie, jasno, i ozdobnie rzecz wyłuszczył; a z taką mosanie sztuką demonstrował świętą sprawiedliwość sprawy swej, krzywdę strony i konieczność osądzenia przeciwników srogiego, przykładnego, iż widocznie chwycił wszystkich, i ujął jakby żelazną ręką.
Marszałek, prezes, deputaci, szeptali między sobą, rozpytując się, kto by był ten nowy przybysz i rokując wielkie po nim nadzieje. Na twarzach sędziów malowało się powstające przekonanie o słuszności sprawy, wzrastające, zwyciężające wszelką niepewność i wahanie.
Jak skończył, mosanie, nie było co i gadać adwokatowi strony przeciwnej, bo go nikt nie słuchał i wydał się on ze swoją obroną, choć to był wytrawny człowiek i jak to mówią wyga, jakby kłaki miał w gębie. Śmiałości mu też brakło i nadzieja zwycięstwa odpadła; powiedział swoje jak pacierz i zamilkł skonfundowany.
Ani wątpliwości nie pozostało o dekrecie, ferowano go na korzyść strony, której bronił Janko. Ja osłupiałem i pamiętam pierwszy wówczas wyrzekłem, kiedyśmy się zebrali na gawędę w czasie ustępu: że z niego będzie człowiek i prawnik zawołany; że pójdzie daleko.
Jego już nie było, posłyszawszy o dekrecie, poleciał do Przepiórkowskiego, aby mu swój tryumf opowiedzieć. Ale chory niespełna jeszcze wierzył, gdy potwierdzając doniesienie i myśmy mu przybyli zwiastować sukcesa wychowańca.
Stary Przepiórkowski leżał pedogrą srogą trapiony w łóżku i stękał bardzo na okropne boleści w nogach. Pamiętam, gdym do niego przyszedł i poczęliśmy mówić o Janku, obejrzawszy się chory, rzekł mi po cichu:
— O zdatności nigdym nie wątpił, ale sam Bóg wie, jak jej użyje! Daj, aby dobrze, bo o to się bar-