mówiąc po prostu. — Odtąd, po wygranej przeciw Przepiórkowskiej, stał się patronem spraw djabelskich. Leźli do niego źli ludzie zewsząd, i co najgorsze, najniepewniejsze, najohydniejsze sprawy przyjmował. Kiedy się nikt z palestry podjąć procesu nie chciał, wyprawiano stronę do Paprockiego, a on odarłszy sowito, brał go z najzimniejszą krwią do prowadzenia. Nabijał trzos szybko, bo sumienia swojego zaparł się zupełnie. A przez to szperanie, ślęczenie, sztukowanie, jakby ze złej sprawy zrobić dobrą, jakby czarne pokazać białem, nabył przy swoim naturalnym dowcipie takiej znajomości prawa, prawności, form, że starzy co zęby zjedli u trybunału, nieraz mu się dziwowali. A choć wszystko co było poczciwego stroniło od niego, jednak każdy aktor, gdy przyszło do konferencji, wyprosił u nas, żeśmy go powołać na nią musieli.
A jak w początkach, ta jego impudencja, bezczelność, niezmiernie nas raziła, tak po ludzku, ocierając się o tego człowieka, oswoiliśmy się powoli. Dziwny był jednak zawsze!
Drugi mosanie, choć ufarbuje lisa, to nastawi się, pokazując że niby ma słuszność, a on nie, wprost tylko demonstrował zawsze, że ma prawo za sobą. — Ale słuszność, ale sprawiedliwość! wołano. On się śmiał pogardliwie. — Nie daleko z nią zajedziecie! odpowiadał.
U niego było przyporzysko ludzi, co innego nie mieli; brał bowiem nietylko sprawy zdesperowane jako niesprawiedliwe, ale niepodobne do wygrania dla braku dowodów, lub przemocy strony przeciwnej. Te procesa wiódł on nie dla czego innego, tylko dla podwyższenia jeszcze renomy swojej. A tak mu się szatańsko szczęściło, że gdyśmy nieraz szli o największe zakłady, że przegra, on jak piórko zdmuchnął, odniósł najniespodziewańsze zwycięstwo.
Gdy to potrwało, niepodobna aby nie nabił dobrze trzosa, bo często-gęsto i grubo brał za konferencje i za sprawy, a nic nie tracił. Kontuszyna na nim, jak go dziś widziałeś, wytarty, mizerny; koni, kolaski nie
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Maleparta tom I.djvu/53
Ta strona została uwierzytelniona.