nych stryjów, nie wiem tam z kim i dla czego, przed nasz trybunał. — Jak się o tem dowiedział, tak nie spał i nie jadł i nie spoczął, póki adwersarza obrony nie wziął; a choć ten mu się opłacić nie mógł, choć miał wiele podtenczas na głowie, uparł się koniecznie stanąć w tej sprawie. Panowie Paproccy, jak się o tem dowiedzieli i posłyszeli co to za jeden nasz patron, jak im powiedziano że niechybnie przegrają, biedacy do niego. On w targi z niemi. Naprzód musieli go przyznać rodzonym synowcem, na co dowodów literalnych nie było, choć wszelkie podobieństwo zkądinąd; potem coś mu z substancji ojczystej, zagrabionej dawniej, spuścić; dopiero on zrzekł się sprawy adwersarzy i zrobiwszy co chciał, dał im pokój.
— Ale to się i ciemno już robi i sucho w dzbanie, dodał Prozorowicz, a do końca historji daleko, dopiero się ona, prawdę rzekłszy, poczyna.
— I mnie też czas do domu, rzekł palestrant powstając; ale na jutro zamawiam sobie resztę.
— Z całego serca, po sessji — podchwycił Prozorowicz wytrzęsając z kubka ostatki miodu, któren sam prawie wszystek wysączył — po sesji znowu do Matjasza proszę. Najciekawsze dopiero na jutro pozostało, choć i za jutro nie ręczę czy dokończę.
Widocznie zniecierpliwiony palestrant ruszył ramionami.
— Chciałbym, rzekł do siebie, wiedziec wszystko, a nikt go podobno lepiej nie zna, muszę więc wysłuchać co mi prawić będzie.
W tej chwili zjawił się usłużny gospodarz we drzwiach izdebki ze świecą w mosiężnym lichtarzu.
— Nie potrzeba nam świecy, rzekł Prozorowicz, bo już idziemy.
— Już? tak prędko? spytał Matjasz. Jeszcze na pacierze nie dzwonili u fary.
Prozorowicz wskazał, ruszając ramionami, palestranta, który w tej chwili dobywał sakiewki i płacił za miód.
— Ale jeszcze bardzo wcześnie — dodał mrucząc gospodarz.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Maleparta tom I.djvu/55
Ta strona została uwierzytelniona.