Cóż robiła myślicie, biedna matka? Ona żebrała pod kościoły, z ostatnią szują, z dziady i sprosnemi babami, co ją potrącały, co ją biły, odpychały i nie raz za grosz rzucony walkę z niemi staczać musiała. Ona nie wstydziła się kołatać do drzwi znajomych i wyciągać wyschłą rękę i jęczeć prosząc litości! Nie dla siebie to czyniła, ale dla dziecka! A Rózia nic o tem nie wiedziała, jadła spokojnie ten wyżebrany i wypłakany grosz!
Przypadek ją oświecił. Późno raz w noc matka nie powróciła. Dziewczyna przywiedziona niespokojnością do szaleństwa prawie, wybiegła jej szukać i dopytując się trafiła na matkę, zamknioną z innemi żebrakami posądzonemi o kradzież. Jak to ujrzała, omdlała dziewczyna, i tyle litości było w straży owej i urzędzie, że zaraz matkę z córką wypuścili! — Rózia przyszedłszy do domu, porwała krucyfiks z nad łóżka i ukląkłszy przysięgła, że matce więcej krokiem wyjść z domu nie dozwoli.
— Dosyćeście zrobili dla mnie, zawołała, więcej niż którakolwiek w świecie matka, teraz czas, abym ja dla ciebie córką się stała i podporą, nie ciężarem jak byłam dotąd!
Wiele się tam przez tę okropną noc łez wylało, a uściski macierzyńskie zbolałe serce na chwilę zgoiły. Ale zaświtał ranek, zagadał głód, i gdy już młoda Rózia znużona nocą bezsenną i tylą wzruszeń usnęła na miękkiem łóżeczku, matka przemyślała, co jeść będą i co poczną z sobą?
Przed nią stała przyszłość czarna jak noc i bez jednej gwiazdy, bez najsłabszego światełka nadziei!
Trzeba zaś wiedzieć, że od początku jak przybyła do Lublina pani Mrozicka, i kiedy jeszcze lepiej się trochę miała, a prawników na konferencje wzywała, nasz Maleparta, wezwany do niej, poznał ją, rozpatrzył papiery, spenetrował sprawę i odtąd oka z niej nie spuszczał.
Jak pies, co tem dłużej wytrzymuje aby pewniej pastwy swej dopadł i pożarł ją, on dozwolił wdowie
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Maleparta tom I.djvu/61
Ta strona została uwierzytelniona.