Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Maleparta tom I.djvu/81

Ta strona została uwierzytelniona.

że jeźli chcecie popytać ludzi, dowiecie się o mnie wiele złego.
— O was! miły Boże! zakrzyknęła wdowa, a któżby to śmiał?
Maleparta się uśmiechnął.
— O, są ludzie, co przez zazdrość licho wie co plotą! Jestem tu najwziętszym w Lublinie mecenasem, nieprzyjaciół też mam wielu i gorliwych. Ale ci sami wam powiedzą, żem człowiek majętny, żem dobry szlachcic i nie utracjusz, nie hulaka, nie kostera, nie rozpustnik żaden. To wam mówię, pewien będąc, że nikt temu zaprzeczyć nie potrafi; a trzeba abyście przecie wiedzieli za kogo córkę dacie.
— Zmiłujcie się; potem coście dla nas uczynili — dodała wdowa składając ręce — mogliżbyśmy uwierzyć złym językom i wątpić o waszem sercu?
Maleparta odwrócił się nagle żywo i pożegnał panią Mrozickę.
— Bądźcie zdrowi? A kiedy odpowiedź?
— Nie wiem, dni kilka — szepnęła wdowa. — Bądźcie łaskawi się dowiedzieć. A nie moglibyście jeszcze nam dopomódz — wyszepnęła po cichu.
— Nie mam z sobą pieniędzy — rzekł Maleparta odchodząc. — Niechaj trochę pocierpią — dodał w duchu.
Pani Mrozicka już nie poszła na miasto, ale cała pomięszana wróciła do swojej izdebki, nie wiedząc czy zaraz córce powiedzieć wszystko, czy ją wyrozumieć, i w razie gdyby wstręt czuła ku temu związkowi, zerwać go nic o tem nie mówiąc, aby próżnego żalu Rózia nie miała i zgryzot po niewczasie, lub z miłości ku matce gwałtu sobie nie uczyniła.
Szczęściem lub nieszczęściem dla Rózi, rozmowa ta odbyła się dość głośno w fórcie kamienicy i doszła uszu ciekawie podsłuchującej dziewczyny. Biedna, pomimo cierpienia, gdy posłyszała chód matki, gdy ją ujrzała wchodzącą, pokryła w sobie smutną wiadomość i powitała ją tylko:
— Już z powrotem?