strachu języka w ustach zapomniała.
Jeszcze drzwi nie były zamknięte za nim i dziewczę nie ochłonęło z wrażenia jakie na niej szybka a pełna znaczenia mowa pięknego nieznajomego uczyniła, gdy przed nią niewiedzieć jak i zkąd zjawił się Maleparta.
Chytrem spojrzeniem zmierzył naprzód struchlałą bardziej jeszcze na widok jego dziewczynę, potem swoim niby pieszczonym, łagodnym a chrypliwym głosem przemówił, zamykając drzwi za sobą, jakby się dziwił:
— Nie ma matki? sama jedna i nie boisz się waćpanna?
— Tylko co... właśnie — przebąknęła dziewczyna — otwarłam je i miałam zamknąć, gdy —
— Gdy ja niespodzianie nadszedłem. To powiedziawszy, obejrzał się, wyszukał miejsca, usiadł i skierowawszy oczki na Rózię, odezwał się, zawsze starając się głos swój jak najsłodszym uczynić.
— Doprawdy! ten stan wasz bardzo mnie obchodzi! Radbym co na to poradził i dałem mojej dobrej chęci dowody. Matka waćpanny wie już o moich zamiarach. Mógłbym się podjąć, postawić ją w tak świetnym stanie w jakim nigdy nie była — ale na to — na to —
— Cóż na to potrzeba? spytała Rózia oczarowana już temi kilką słowy, pomimo bojaźni i wstrętu, jaki ku niemu miała.
— Potrzeba na to zezwolenia waćpanny. Dobrze się stało, mówił dalej, żem ją tu samą zastał. Matka nie powie jej wszystkiego tak otwarcie jak ja. Waćpanna możesz uczynić szczęście matki, jednem swem słowem możesz jej zapewnić spokojność na starość, tak dla niej potrzebną.
— Wierzcie mi — z zapałem (jak zawsze gdy szło o matkę) wołając Rózia, wszystko uczynię dla jej szczęścia, życie dałabym za nią!
W oczach Maleparty pojaśniało.
— Ale kto mnie zapewni, że moja ofiara uczyni ją szczęśliwą? — dodała.
— Ja waćpannie za to ręczę, przysięgam, jeśli potrzeba!
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Maleparta tom I.djvu/90
Ta strona została uwierzytelniona.