Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Maleparta tom I.djvu/94

Ta strona została uwierzytelniona.

szę o pozwolenie i błogosławieństwo twoje — ja sama.
Wdowa zastanowiła się — cofnęła.
— Róziu! Róziu! na Boga przestań, serce mi zakrwawiasz! Nie mów więcej, nie wspominaj mi o nim. Wszystko przepadło! wszystko! Zapomnijmy o tem.
Drzwi niezaryglowane otwarły się — i na te słowa wszedł Maleparta. Na widok jego wdowa krzyknęła, Rózia cofnęła się w głąb izdebki. On z zimną, surową i prawie urągającą miną postąpił na środek ku pani Mrozickiej.
— Przyszedłem, rzekł, po ostatnie słowo. Dałem pani czas do namysłu i do rozpytania się u ludzi. Wiem co pani słyszeć musiałaś od nich o mnie, mało to przywykłego do ukąszeń ludzkich języków obchodzi. Ostatnie więc słowo: co mi powiesz pani?
Rózia poskoczyła przed matkę i nim się ona zebrała na odpowiedź, zawołała:
— Matka moja przyjmuje, ja przyjmuję. Zdajemy się na ciebie. Bóg cię ukarze, jeżeli nas zawiedziesz! Oto moja ręka! Ale matka poskoczyła i zasłaniając córkę schwyciła jej rękę.
— Nie chcę, nie chcę! zakrzyczała, nic nie chcę! zostaw nas w naszej nędzy i uwolń od dobrodziejstw. Nie chcę! nie chcę!
— Komuż mam wierzyć? — spytał Maleparta z półuśmiechem obojętnym.
— Mnie! krzyknęła Rózia.
— Mnie! mnie! — przerwała matka. — To dziecko, ona nie wie co mówi. Odstąp pan i zostaw nas w pokoju! Nie chcemy twoich obietnic, pieniędzy, łaski, niczego — zostaw mi córkę — Bóg nas wyrwie z tego nieszczęścia!
— Jakoż i wiele wam dotąd pomógł — szepnął Maleparta z szatańskim śmiechem. Mam litość, dodał, nad waćpanią, proszę jej, rozmyśl się nad tem co czynisz i czy sumiennie to dla ludzkiego języka odrzucać szczęście jedynego dziecięcia. Wieszże waćpani, co o niej mówią, co mówiono o ś. p. jej mężu?
— Na Boga! nie kalaj go swoim językiem.