Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Maleparta tom I.djvu/99

Ta strona została uwierzytelniona.

Maleparta z zimną krwią zaparł je sobą.
— To moja żona! odezwał się surowo, i mam do niej zupełne prawo, jak do mojej własności. Nie było musu i gwałtu, dobrowolnie poszła za mnie. — Waćpani zaś chceszli iść, otwarta droga, bodajbyś i nie wróciła nigdy! Spokojniej będzie bez ciebie.
Rózia rzuciła się znowu ku matce.
— Na Boga! nie opuszczaj mnie lub idźmy razem.
— Tyś moja, i ty zostaniesz.
— Więc i ja z tobą! — odezwała się wdowa. — Bóg widzi, Bóg słyszy, Bóg go osądzi. Chodźmy i nie patrzmy na niego. — Jak obłąkana rzuciła się Mrozicka ku komnacie córki; Maleparta nie poszedł za niemi. On dawał rozkazy sługom, którzy rzeczy znosili, potem pospuszczawszy drzwi na rygle, i starą kobietę posławszy do usług żonie i matce, sam na twardym tarczanie w pierwszej izbie się położył.
Z początku tego łatwo wnieść o dalszem życiu nieszczęśliwej Rózi. Była to długa, gorzkiemi łzami oblana męczarnia. Ciężka niewola, niedostatek, bojaźń, zastąpiły miejsce nędzy swobodnej, srogiej prawda, ale mniej może jeszcze ciężkiej do zniesienia. Dla żony Maleparta był surowym stróżem, srogim panem, ale nie mężem. Nigdy łagodniejszem słowem, usługą, pieszczotą nie popróbował nawet pozyskać jej serca.
Biedne dziewcze, kłamiąc przed matką spokojność, drżało i słuchało; a co było cierpienia, kryło je na dnie duszy, aby podwójnie nie cierpiała niem matka. Jeszcze nielitościwy człowiek, gdy ukryła co przed wdową, jakby naumyślnie, aby ją udręczyć, wypowiadał w oczy pracowicie tajoną prawdę, licząc wszystkie łzy wylane przez żonę i naśmiewając się z nich.
Jeźli w niedostatku, Rózia osładzając go dla matki, chciała co ze swojej dawnych własności sprzedać, nie dozwalał na to.
— Ty moja, mówił, wszystko twoje jest mojem, do niczego nie masz prawa. Nie dam ci nic roztrwonić.
A gdy mimo baczności jego, Rózia sprzedała sukienkę, i dodając wygód matce, pobożnie kłamała, że