Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Maleparta tom II.djvu/14

Ta strona została uwierzytelniona.

chociaż mąż, i jako mąż, miał prawo całkowicie zagarnąć dochody żony, nic z onych jej nieudzielając, i czyli w razie separacji zgodzisz się, bez procesu i próżnego szkalowania przed kratkami, dobrowolnie rezygnować żonie co jej jest własnością. Nie chcę wchodzić w przyczyny separacji i zupełne niepodobieństwo zgodzenia się w pożyciu, gdyż sądzę że i sam wielmożny pan przekonałeś się, że żona jego nie do takiego życia była przeznaczona i wychowana.
Maleparta wysłuchał zagajenia spokojnie i spytał nieporuszony:
— Pozwolisz wielmożny pan spytać, kto mu powierzył ten interes do traktowania?
— Sama aktorka.
— To być nie może.
— Zrobię wielm. panu uwagę — podchwycił Zawada — że co człowiek uczciwy upewnia, to nie tylko być może, ale być musi.
— Zrobię też nawzajem uwagę waszmości — rzekł porywczo Maleparta — że człowiek taki jak wy, mecenasie, nie podejmuje się interesu gorszącego między mężem a żoną, interesu zaburzającego spokojność.
— Poniekąd masz waszmość słuszność, rzekł Zawada, ale coby było w innym razie zgorszeniem, tu niem nie jest. Zmuszony jestem powiedzieć, że całe miasto wie jakoś wielmożny pan obchodził się z żoną.
— Wszakżem jej nie katował, nie bił? — zawołał Maleparta.
— Możeby łatwiej zniosła rany i bicie, niż tę obojętność, nieufność i rekluzją, niż wreszcie niedostatek.
— Wziąłem ją ubogą i nie miałem obowiązku.
— Odzyskałeś wielm. pan tak znaczną substancją po niej.
— Odzyskałem, prawda — zawołał Maleparta — alem na tę sprawę zależałą, przedawnioną, bez nadziei, wysypał swój fundusz cały, a jeśli windykowałem mienie żony, to nie bez ostatecznego na to wysiłku.
— Co się tycze kosztów prawnych, o tyle o ile się one wypróbować dadzą, kwestji nie czynię — rzekł