minać się o nią będę gdziebykolwiek była.
Zawada po chwilce namysłu i milczenia skłonił się Maleparcie i wmięszał w tłum, gdy ten niespokojny chwycił go za rękę.
— Powiedzcież mi przynajmniej, gdzie jest moja żona?
— W klasztorze.
— W którym?
— Nie widzę potrzeby oznajmowania wam o tem, i nie jestem upoważniony do tego.
— Przecież, gdy jest w tak pewnem miejscu — rzekł Maleparta z przyciskiem, — nie ma niebezpieczeństwa, choćbym o tem wiedział.
— Dowiesz się pan o tem jeszcze. — To mówiąc Zawada odstąpił, a mecenas nasz szybko popędził ku drzwiom i pobiegł na wschody, nie zważając na śmiechy, drwinki, szepty i ukazywanie palcami, których był celem. Ze złością w sercu pospieszył do domu, a za nim nieodstępny dependent.
— Słuchaj — rzekł gdy szli w ulicę i opodal od ratusza — idź z kolei do wszystkich klasztorów i pytaj od p. Stan. Górskiego o p. Paprocką. Dowiedz się gdzie jest, dostaniesz honorarjum. — Dependent wytrzeszczył oczy, kiwnął głową, zawrócił się z miejsca i pobiegł w miasto. Maleparta z poplątanemi myślami i pierwszy raz może w życiu niespokojny, poruszony do gruntu, udał się do domu.