Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Maleparta tom II.djvu/28

Ta strona została uwierzytelniona.

wało się przed kominem na lamparciej skórze, drugi na łóżku zasłanem atłasową kołdrą. Po nad niem rozpięta była złocista makata, cała zawieszona bronią, której stosy stały także po kątach, wisiały po ścianach, leżały do koła. Był tam nie mały dobór prostych i krzywych, skromnie i bogato kutych szabel, strzelb tureckich, pistoletów różnej długości, rusznic, krucic itd. W głowach stała na lasce oprawna staroświecka siekierka. Na stole, okrytym suknem zielonem, leżały księgi pyłem pokryte i jedna mała otwarta. Ta ostatnia do codziennego służyła nabożeństwa.
Obok leżało bogatych kilka sprzęcików, zegarków, łańcuchów, pudełeczek, pierścieni. Były to wyraźnie rzeczy na podarki przeznaczone, gdyż pan Stanisław nie przyjmując od nikogo, dawał je gęsto i nie mało.
W pobliskiej komnacie, na której kominie palił się ogień wyśmienity, siedział w tej chwili zadumany przeciwko swemu zwyczajowi pan Stanisław. Obok niego nieodstępni towarzysze w milczeniu stali, jeden przez okno w dziedziniec poglądał, drugi strzępił koniec pasa. Byli to przyjaciele gospodarza, panowie Szczuka i Pękosławski. Pierwszy z nich poczciwy i serdeczny człowiek i prawdziwy przyjaciel Stanisława, coby się za niego dał zabić i w sztuki porąbał, drugi z zatraconego już gatunku pieczeniarzy.
Pękosławskiemu chodziło li tylko tyle o serce pana Stanisława, o ile serce pana Stanisława dawało jeść i pić; czuł pan Jerzy, że się za to wysługiwać było potrzeba, ale nie lubiąc się narażać, pracować, chodzić, mozolić, i kochając nadewszystko ciepły kąt i pieczenie, obrał sobie szczególny sposób wywdzięczania patronowi swemu. Miał sobie za obowiązek być zawsze w dobrym humorze, podkpiwać i bawić go. Uśmiechał się na rozkazy, żartował, błaznował, a wszystko to tak zręcznie, że i bawił razem i pochlebiał panu.
Gdy chodziło o inną jaką usługę, okazawszy naprzód gotowość zupełną, kończył uznając się pokornie niezdatnym do niej i wysyłał pana Szczukę, który zawsze rad był biedz gdzie zażądał pan Stanisław. Tymczasem